Do tej pory nie udało się znaleźć skutecznego sposobu na leczenie choroby Alzheimera. Przełomem może być ostatnie odkrycie amerykańskich naukowców, którzy twierdzą, że główne symptomy tej choroby pojawiają się już w dzieciństwie. Ze statystyk wynika, że gwałtownie rośnie liczba osób, które zmagają się z tą chorobą. Głównie z powodu starzejącego się w szybkim tempie społeczeństwa.
Badania amerykańskich naukowców wskazują, że już u ośmioletnich dzieci został zidentyfikowany gen SORL1, związany z wczesną postacią Alzheimera. Mali pacjenci mieli zaburzone funkcje poznawcze i problemy z pamięcią. To odkrycie może pomóc w diagnostyce i leczeniu pacjentów z tym schorzeniem. W dużej mierze jest to choroba dziedziczna, a z wiekiem objawy się nasilają.
– Istnieje coś takiego jak rodzinna skłonność do rozwinięcia choroby Alzhaimera. Uważa się, że jeżeli w rodzinie jakiś przypadek choroby potwierdzony i zdiagnozowany się pojawił, rzeczywiście członkowie rodziny są bardziej zagrożeni – mówi agencji informacyjnej Newseria Lifestyle prof. hab. n. med. Maria Barcikowska, kierownik Kliniki Neurologii CSK MSWiA w Warszawie, Polska Rada Mózgu.
Choroba Alzheimera to stopniowe zanikanie komórek mózgowych, a co za tym idzie – postępująca utrata zdolności umysłowych. Chorzy nie mogą porozumieć się z rodziną, przestają rozpoznawać osoby bliskie, obce może im się wydawać nawet własne odbicie w lustrze.
– W momencie, kiedy osoba starsza chudnie, bo zapomina o jedzeniu, nie radzi sobie w pracy lub z wykonywaniem codziennych obowiązków to powinno być to sygnałem do znalezienia pomocy – mówi prof. Maria Barcikowska.
Przyczyny powstawania choroby są nieznane i na razie nie znaleziono skutecznego sposobu na jej wyleczenie. A jest ona bezlitosna. Zaburzenia orientacji, utrata pamięci i zmiany osobowości postępują z każdym dniem.
– Dla każdego człowieka w różnych sytuacjach życiowych i zawodzie, co innego będzie przerażające. Jeżeli profesor musi poświęcić sześć godzin na ułożenie wykładu a nie dwie jak kiedyś, to jest dla niego dramatyczne wydarzenie, równie dramatyczne jak kiedy dozorca idąc do pracy, zapomina czego właściwie ma pilnować – tłumaczy prof. Maria Barcikowska.
Najpierw pogarsza się pamięć, zmienia nastrój i zachowanie, później dochodzą problemy z poruszaniem się, ubieraniem, myciem, jedzeniem i zaburzenia mowy. Pod koniec życia chorzy nie są w stanie wykonywać najprostszych czynności i wymagają 24-godzinnej opieki.
Na świecie, jest to ponad 30 milionów, w Polsce – około 250 tysięcy. Lekarze szacują, że do 2050 roku, te dane mogą być nawet trzykrotnie większe.