zamknij
Polacy boją się kleszczy i przenoszonych przez nie chorób. To ostatni moment, aby zaszczepić się przed wakacjami

Polacy boją się kleszczy i przenoszonych przez nie chorób. To ostatni moment, aby zaszczepić się przed wakacjami

29 maja 2019972Views

Co trzeci Polak boi się kleszczy, a 25 proc. z tego powodu rezygnuje ze spacerów po lesie czy parku. Łagodniejszy klimat i wyższe temperatury sprawiają, że kleszcze pojawiają się w nowych miejscach, występują praktycznie na każdym terenie zielonym. Wraz ze wzrostem przypadków ukłuć przez kleszcze rośnie także liczba zachorowań na boreliozę czy bardzo niebezpieczne kleszczowe zapalenie mózgu. To dobry moment, żeby przed wakacyjnymi wyjazdami zaszczepić się przeciwko tej chorobie.

– U części Polaków strach przed kleszczami powoduje rzadsze wychodzenie na powietrze, niekorzystanie ze spacerów w lesie czy z parków. Czasami ten strach przybiera takie formy, że dzieci, które przyjeżdżają na zajęcia do lasu, nie chcą wyjść z autobusu. 1/4 badanych tak bardzo boi się kleszczy i chorób odkleszczowych, że nie wychodzi z dziećmi na dwór – wskazuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr inż. Anna Wierzbicka, zoolog, biolog, leśnik z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

Kleszcze są aktywne od temperatury ok. +5 st. C, czyli mogą nas zaatakować od wczesnej wiosny aż do późnej jesieni. Jednak szczególnie narażeni na ukłucie przez te pajęczaki jesteśmy latem, kiedy podczas wakacyjnego wypoczynku spędzamy dużo czasu na świeżym powietrzu.

– Kleszcze czekają na swoje ofiary w trawach, paprociach czy niskich krzakach i drzewach. Nie wchodzą na wysokości wyższe niż półtora metra. Czekają, aż obok nich przejdzie coś, co ich zdaniem pachnie smakowicie i jest wystarczająco ciepłe. Wówczas przechodzą na swoje ofiary – tłumaczy Anna Wierzbicka.

– Te krwiożercze pasożyty coraz liczniej zamieszkują wszystkie tereny zielone, czyli łąki, krzaki, parki, lasy, a zwłaszcza pogranicza, czyli np. tereny między lasem a łąką. Tam kleszczy jest najwięcej. Czają się pod źdźbłami traw – wyjaśnia dr hab. n. med. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Kleszcze są czułe na bodźce cieplne oraz zapachowe, głównie zapach kwasu mlekowego obecnego w pocie człowieka. W ich ślinie znajdują się środki znieczulające, ukłucie jest więc bezbolesne, a samego kleszcza łatwo nie zauważyć.

Kleszcze doskonale radzą sobie nie tylko poza miastami. Żyją w dużych śródmiejskich lasach, ale też parkach czy przydomowych ogródkach. Ryzyko dotyczy więc wszystkich osób, które spędzają czas na łonie natury. Jest to szczególnie ważne w kontekście planowanych wyjazdów wakacyjnych.

– Nigdy nie mamy gwarancji, że kleszczy w danym miejscu nie ma. Nawet jeżeli parki poddawane są opryskom, to po jakimś czasie kleszcze przenoszone przez myszy, ptaki, gady wracają do nich z powrotem. W zasadzie każda aktywność na terenie zielonym wiąże się z ryzykiem narażenia na kleszcze –przekonuje dr hab. n. med. Ernest Kuchar.

Przed ukłuciem kleszcza nie można się skutecznie ochronić. W przypadku aktywności na terenach zielonych wskazane jest odpowiednie ubranie, zakrywające całe ciało i w jasnych kolorach, a także stosowanie repelentów, czyli środków odstraszających kleszcze. Jednak nie daje to 100-proc. ochrony.

Większa populacja kleszczy oznacza wzrost liczby zachorowań na boreliozę i przede wszystkim na groźne kleszczowe zapalenie mózgu. Obecnie nawet 15 proc. kleszczy może być nosicielami wirusa, który prowadzi do kleszczowego zapalenia mózgu.

– Wirus KZM jest wprowadzany już w momencie ukłucia przez kleszcza, bo znajduje się w jego ślinie. Przerwana zostaje pierwsza ochrona w postaci ciągłości skóry. Na tym etapie zakażenie może być wyeliminowane, jeżeli mamy dobrą odporność. Jeżeli jednak nasz organizm sobie z tym nie poradzi, może dojść do zachorowania w postaci objawów grypopodobnych – wskazuje prof. dr hab. n. med. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

U ponad połowy zakażonych (58 proc.) przebycie choroby wiąże się jednak z poważnymi powikłaniami – zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego, porażeniem czy niedowładem. Mogą się też pojawić zaburzenia natury psychicznej.

– Jeżeli wirus dostanie się do ośrodkowego układu nerwowego, zaczynają się najcięższe postaci choroby. Może to być zapalenie opon mózgowych, zapalenie mózgu i rdzenia, zapalenie korzeni nerwowych. Wariantów jest wiele, a część z nich stanowi zagrożenie dla życia – tłumaczy prof. Joanna Zajkowska.

Współczesna medycyna nie znalazła jeszcze leku na KZM, a stosowane leczenie jest tylko objawowe. Można się jednak chronić przed zakażeniem poprzez szczepienia. Ich wykonanie zaleca się wiosną, kiedy kleszcze zaczynają żerować, ale można to również zrobić później. Odporność nabywa się po mniej więcej dwóch tygodniach od ich przyjęcia. Przełom maja i czerwca jest więc ostatnim momentem na zaszczepienie się przed sezonem urlopowym.

W 2017 roku zachorowania odnotowano w 12 województwach, najwięcej w południowej i północno-wschodniej części kraju. Co roku zgłasza się od 200 do 300 przypadków zachorowań na KZM, jednak zdaniem ekspertów ich liczba jest znacznie niedoszacowana.

– W Polsce monitorowanie chorób odkleszczowych ma charakter bierny, czyli wiemy o chorobie dopiero wtedy, kiedy ktoś ją zgłosi. W takiej sytuacji zgłaszany jest tylko niewielki odsetek – około 10 proc. spośród wszystkich – mówi dr hab. n. med. Ernest Kuchar.

– Zakażeń jest więcej. To zjawisko obserwowane nie tylko w Polsce, lecz także w krajach, gdzie kleszczowe zapalenie mózgu występuje z dużą intensywnością. To kraje nadbałtyckie, Niemcy, Austria, Słowacja i Czechy – wymienia prof. Joanna Zajkowska.

W Polsce świadomość na temat KZM wciąż nie jest wystarczająca. Z badania przeprowadzonego w ramach kampanii „Nie igraj z kleszczem” wynika, że co trzecia osoba nigdy nie słyszała o KZM. Wśród badanych, którzy mają wiedzę na temat tej choroby, co trzeci błędnie twierdzi, że można się przed nią ochronić antybiotykoterapią. Dwie trzecie wie, że skuteczne są tylko szczepienia ochronne.

Mówią:
dr inż. Anna Wierzbicka, biolog, leśnik, UP w Poznaniu

dr hab. n. med. Ernest Kuchar, Klinika Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym, WUM

prof. dr hab. n. med. Joanna Zajkowska, Klinika Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji, UM w Białymstoku

Źródło: NEWSERIA

Image by Nicooografie from Pixabay

Inwestycja w prywatną opiekę medyczną pozwala pracodawcy oszczędzić 1 tys. zł na każdego pracownika rocznie. W skali gospodarki to 15,6 mld zł

Szansa na nowe leki dla pacjentów z nowotworami krwi. Mogą pojawić się na liście refundacyjnej już w lipcu

Skomentuj