Odżywianie się jest potrzebą fizjologiczną organizmu, tak jak oddychanie czy wydalanie. Bez ich zaspokojenia niemożliwe jest nasz funkcjonowanie. Nie możemy więc mówić o uzależnieniu od zaspokajania potrzeb fizjologicznych, bo to byłoby mylenie pojęć (nie mówimy o uzależnieniu od ubierania się, bo logiczne jest, że nikt nie wychodzi z domu w stroju Ewy.), ale.
Trzeba odróżnić naturę człowieka i jego nieodłączne elementy życia – również społecznego – od kwestii uzależnień wszelkiego rodzaju.
Jednak jak wytłumaczyć fakt, że coraz częściej mamy problem z nadmiarem pewnych rzeczy, zachowań czy działań. również z jedzeniem?
Uzależnienia zwykle kojarzą nam się z substancjami dostarczanymi regularnie do organizmu, których organizm ludzki nie potrzebuje i które go degradują (alkohol, nikotyna, narkotyki). We współczesnym świecie nie mówimy niestety już tylko o substancjach, ale o uzależniających zjawiskach czy działaniach. Tym, co coraz częściej uzależnia, jest internet, seks, zakupy, praca czy hazard. Im bardziej świat zmierza do przodu (nowości technologiczne, pogoń za sukcesem, zmiana obyczajów, wszechobecny konsumpcjonizm, upadek pewnych norm moralnych) tym więcej możliwych niebezpieczeństw na nas czyha i tym samym więcej rzeczy nas wciąga. Jak ma się wiec do tego wszystkiego jedzenie?
Dziś, kiedy półki sklepów uginają się od kolorowego towaru, niekoniecznie właściwego dla naszych organizmów, bardzo łatwo jest popaść w sidła złych nawyków żywieniowych. Pożywienie (jak wiele kobiet sądzi) ma sprawiać przyjemność, a nie zaspokajać potrzebę odżywiania i utrzymywać w dobrym stanie zdrowia. Dziś jedzenie jest celem samym w sobie. Jemy nie po to, aby żyć (zdrowo żyć), lecz żyjemy po to, by konsumować. Jak widać, jesteśmy w stanie wiele rzeczy odwrócić i wmówić sobie, że tak jest lepiej, wygodniej, prościej.
Współczesny, cywilizowany człowiek nie zna uczucia głodu. Dawniej ludzie funkcjonowali w okresach głodu i sytości. Raz był lepszy czas, a raz gorszy. Dlatego nikt nie umierał z przejedzenia (jak ma to miejsce dziś), ani nie cierpiał na choroby dieto zależne. Dziś jest inaczej. Jesteśmy często przejedzone, bo wszystko jest w zasięgu ręki, nie musimy się starać o żywność. Gdy tylko poczujemy niewielki głód zaraz biegniemy do sklepu po przekąskę z obawy przed no właśnie, przed czym?
W związku z tym nie mówimy o uzależnieniu od jedzenia jako takiego, lecz o jedzeniu nawykowym, o niekontrolowanym jedzeniu, o zagłuszaniu swoich problemów poprzez konsumowanie, o zajadaniu stresów, o przyzwyczajeniu się do jedzenia przed TV. To są bardziej odpowiednie pojęcia na określenie naszych problemów z jedzeniem.
Mówiąc obrazowo, jeśli czujesz, że zaczynasz jeść nie będąc głodna (nie zaspokajasz wtedy podstawowej potrzeby, bo ona została już zaspokojona), wówczas można mówić o braku kontroli nad tym, co i ile zjadasz oraz o jedzeniu nawykowym służącym innym celom niż dostarczanie składników odżywczych do organizmu. Jedzenie spełnia wtedy funkcję przyjaciela, który ma rzekomo rozwiązywać Twoje problemy, pozwolić na chwilę o nich zapomnieć, uśmierzyć ból, rozładować stres.
Dziś nie szukamy pocieszenia w ludziach, bo oni często jak mawiamy – zawodzą, zdradzają, nie zawsze można im ufać. A jedzenie? Ono jest obok, nie trzeba się o nie starać, bo jest pod ręką, zawsze pospieszy nam z pomocą i nie żąda niczego w zamian.
Jest coś jeszcze, co warto podkreślić. Otóż my dziś mamy tendencje przywiązywania się do konkretnych grup produktów, np. jedne z nas jedzą mnóstwo słodyczy, niektóre wolą fast foody, jeszcze inne zamiast normalnych posiłków zaspokajają głód tzw. śmieciowym jedzeniem (chipsy, paluszki, słone orzeszki, pączki). To jest rzeczywiście pewnego rodzaju nałóg i niektóre kobiety określają to stwierdzeniem: jestem uzależniona od słodyczy.
Ta różnorodność i dostępność produktów spożywczych dziś nas gubi i sprawia, że jeśli mamy świadomość popełnianych błędów, to czujemy się sfrustrowane, mamy wyrzuty sumienia. Jedyne wyjście z tego kręgu zmieniać nawyki, a wcześniej (jeśli poczujemy taką potrzebę) porozmawiać z kimś o tym i popracować nad problemem. Najważniejsze to znaleźć przyczynę problemu!
Wiele moich klientek pyta: a czy to w ogóle jest możliwe, bym nauczyła się rezygnować z przekąsek, które od wielu lat sprawiają mi przyjemność? Nie wiem, czy potrafię. Jedną z moich odpowiedzi jest odpowiedź pytająca: a czy możliwe jest, by alkoholik wyszedł po kilku latach z nałogu? Zazwyczaj słyszę: tak, lecz z uwagą, że przecież alkohol i jedzenie to nie to samo. Wtedy moje pytanie brzmi: a kto ma według Ciebie łatwiej? I w zazwyczaj odpowiedź brzmi: chyba ja. I ewentualnie uzasadnienie w stylu: bo alkoholik musi raz na zawsze wyrzucić alkohol ze swojego życia, a ja przecież mogę zastąpić niezdrową żywność tą korzystną dla organizmu, więc nie muszę z niego rezygnować albo: mój problem wydaje się błahy w porównaniu z uzależnionymi od narkotyków czy alkoholu.
Co prawda, niektórzy twierdzą, że alkoholik ma łatwiej, gdyż on musi całkowiecie odstawić alkohol i wtedy ma szansę o nim zapomnieć, a i jego organizm się po jakimś czasie z niego oczyści. Z jedzeniem się tak niestety nie da – musimy jeść, aby żyć. I dlatego nie możemy go pożegnać raz na zawsze.
W zasadzie coś w tym jest. Można spojrzeć na to i w ten sposób. Jednak trzeba znaleźć sobie innego przyjaciela niż jedzenie, bo ono nie powinno pełnić w naszym życiu takiej funkcji.
Ewelina Wieczorek
www.epicentrumzdrowia.pl