Pacjenci z pęcherzem nadreaktywnym (OAB) nie są leczeni zgodnie ze światowymi standardami. I nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić, skoro decydenci określają co prawda nietrzymanie moczu, jako bardzo istotny problem, ale już zespół pęcherza nadreaktywnego, czyli wskazanie, w którym nietrzymanie moczu musi być leczone – za umiarkowanie istotny, choć choroba rujnuje życie bardziej niż cukrzyca czy nadciśnienie.
Niedawno Rada Przejrzystości wydała opinię w sprawie efektywności oraz danych do rankingu produktów leczniczych dla osób powyżej 75 roku życia. W jej uzasadnieniu pacjenci przeczytali ze zdumieniem, że w kategorii „leki urologiczne stosowane w nietrzymaniu moczu” Rada uznaje nietrzymanie moczu za „problem bardzo istotny” ale wskazanie refundacyjne, w odniesieniu do którego rozpatrywana była skuteczność leków, czyli nadreaktywność pęcherza moczowego – „za umiarkowanie istotny”.
„Nie wiemy, co o tym myśleć – mówi Teresa Bodzak, przewodnicząca Sekcji Pęcherza UroConti. – Zespół pęcherza nadreaktywnego powinien być uznany za problem równie istotny, o ile nie bardziej, niż samo nietrzymanie moczu. Jego elementem są parcia naglące, w efekcie których pacjenci nie mają wpływu na częstotliwość i ilość oddawania moczu. Szczególnie u osób starszych jest to bardzo niebezpieczne. Od ekspertów słyszymy, że 70 proc. wszystkich złamań szyjki kości udowej u kobiet ma miejsce w nocy w drodze do łazienki. Kobiety z OAB wstające kilka razy w nocy do toalety często ulegają tym urazom ślizgając się na własnym moczu. I to jest umiarkowanie istotny problem?”.
Pacjent nie jest najważniejszy?
Pacjenci uważają opinię Rady Przejrzystości za powierzchowną i nieobiektywną. W czerwcu napisali w tej sprawie do Przewodniczącego Rady. Do dziś nie otrzymali odpowiedzi.
„Ciekawe, w oparciu o czyje opinie Agencja przygotowuje takie rekomendacje, bo nie wierzymy, żeby ktoś z ekspertów powiedział, że nietrzymanie moczu jest poważnym problemem, a pęcherz nadreaktywny już nie – zastanawia się Teresa Bodzak. – Jesteśmy też zaskoczeni, że nikt z AOTMiT nie poprosił środowiska pacjenckiego o opinie w tej sprawie. Jak to się ma do słów ministra Szumowskiego, że pacjenci są najważniejsi i to oni muszą powiedzieć, czego oczekują od systemu w ramach składki zdrowotnej a bez pacjentów istnienie Ministerstwa Zdrowia nie ma sensu?”.
Daleko od Europy
Obecnie we wskazaniu „zespół pęcherza nadreaktywnego” na liście refundacyjnej znajdują się dwie substancje – solifenacyna i tolterodyna. Na świecie w ramach refundacji dostępnych jest ich znacznie więcej, np. mirabegron, darifenacyna, fesoterodyna, desmopresyna czy oksybutynina. Lekarze wybierają więc z minimum 4-6 substancji o różnych mechanizmach działania. W Polsce, w pierwszym etapie leczenia OAB pacjenci mają tylko dwa refundowane leki antycholinergiczne, w drugim, w razie niepowodzenia terapii I rzutu mają mirabegron, ale tylko przy pełnej odpłatności (150-200 zł/m-c). W trzecim etapie mają iniekcje z toksyny botulinowej, dostępnej tylko w wybranych szpitalach a w czwartej linii powinna być neuromodulacja nerwów krzyżowych, stosowana z powodzeniem na świecie od 20 lat, ale w Polsce wciąż niedostępna pomimo podpisania przez ministra stosownego rozporządzenia w kwietniu br.
Czy ktoś zniechęca firmy do składania wniosków?
Obecna polityka resortu według pacjentów zniechęca producentów leków do składania wniosków refundacyjnych.
„Niedawno minęło 3,5 roku od pozytywnej rekomendacji AOTMiT dotyczącej refundowania mirabegronu w II linii leczenia OAB – przypomina Teresa Bodzak. – Lek ma inny mechanizm działania i mniejsze skutki uboczne niż dostępne leki. Ale według ministerstwa nie będzie refundowany, bo +proponowany przez Wnioskodawcę poziom ceny uznano za nieodpowiedni+. Uważamy, że trwający 3 lata proces, który zgodnie z ustawą powinien trwać 180 dni, skutecznie zniechęca producentów kolejnych leków do składania wniosków. Prosimy ich, żeby nie rezygnowali i jednak je składali. Ale część z nich, widząc taką politykę, wręcz wycofuje leki z Polski, jak np. producent fesoterodyny”.
Leków zamiast więcej, to mniej
Stowarzyszenie otrzymało od firmy Pfizer informację, że ich lek fesoterodyna, został w 2015 roku wycofany z Polski ze względu na niską sprzedaż i brak refundacji. Zatem leków na OAB nie tylko nie przybywa, ale ubywa, bo producentom nie opłaca się ich sprzedawać.
„Leki nieobjęte refundacją najczęściej są poza zasięgiem finansowym naszych pacjentów – mówi Teresa Bodzak. – Ale nawet jeśli udałoby im się wygospodarować środki, to za chwilę nie będą mieli co kupić. Wysłaliśmy do ministra prośbę o pomoc w wypracowaniu takich rozwiązań, które odwrócą ten trend. Liczymy, że zmieni się polityka resortu i Polska przestanie być krajem, w którym lekarze i pacjenci mają tak mały wybór w porównaniu do innych krajów. Konstruktywnej odpowiedzi jednak, jak dotąd, nie dostaliśmy”.
Źródło informacji: Stowarzyszenie Osób z NTM UroConti