Zakaz sprzedaży papierosów mentolowych oraz tzw. slimów oznaczałby duże straty dla polskich przedsiębiorców. Wprowadzenie dyrektywy tytoniowej w kształcie proponowanym przez Komisję Europejską oznaczałoby zwiększenie szarej strefy i zmniejszenie wpływów do budżetu państwa. Komu najbardziej zależało na tej dyrektywie?
Według Cezarego Kaźmierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, głównymi powodami zaproponowanych zmian były: lobbying koncernów farmaceutycznych oraz przekonania Komisji Europejskiej. Celem Unii Europejskiej było ograniczenie liczby palaczy o 3%. Takie działania miałyby jednak negatywne skutki ekonomiczne dla Polski. „Byłoby to bardzo niekorzystne gospodarczo, zarówno dla rynku pracy, jak i dla eksportu” – twierdzi Cezary Kaźmierczak.
Polska jest dziś największym producentem gotowych wyrobów tytoniowych, drugim pod względem ilości producentem tytoniu oraz największym eksporterem papierosów w Unii Europejskiej. To powoduje, że wszelkie zmiany i obostrzenia w polityce UE odnośnie sprzedaży papierosów mają bardzo widoczny wpływ na naszą gospodarkę.
Tak znaczne ograniczenie produkcji wyrobów tytoniowych miałoby, według Cezarego Kaźmierczaka, największy wpływ na trzy segmenty: pracowników fabryk, drobny handel oraz plantatorów. Obecnie w fabrykach papierosów zatrudnionych jest ok. 6 tysięcy osób. Zakaz produkcji „mentoli” i „slimów”, których udział w rynku wynosi 38%, znacznie obniżyłby liczbę osób pracujących w tym sektorze. Wielu właścicieli małych sklepów musiałoby prawdopodobnie zamknąć swoje lokale, ponieważ udział sprzedaży wyrobów tytoniowych w obrotach niektórych z nich przekracza 50%. „Najbardziej tragiczna sytuacja byłaby dla plantatorów tytoniu. Są oni głównie na wschodzie Polski, gdzie są bardzo słabe gleby i możliwości ich przekwalifikowania są minimalne. Nie można tam nic innego uprawiać. W sezonie przy zbiorach zatrudnianych jest tam nawet 600 tysięcy ludzi” – podsumowuje Cezary Kaźmierczak. Według szacunków Związku Przedsiębiorców i Pracodawców wprowadzenie dyrektywy spowodowałoby, że około 30 tysięcy osób w Polsce straciłoby miejsca pracy.